Troszkę inne wakacje i zdobycze
Hej :)
Wakacje, dla każdego znaczą coś innego... każdy, aby odpocząć potrzebuje innych wrażeń, różnych doznań. My ominęliśmy w tym roku znane kurorty, znane kraje, hotele 5 gwiazdkowe z wyżywieniem all inclusive... już nas to nie kręci, kiedyś korzystaliśmy. Nie wiem dlaczego, ale szukamy nowych smaków, spokoju, sielanki, prostoty i magii krajobrazowej:) Wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy...do Austrii 560 km. Niewiele, podobna trasa co nad polskie morze....
Słyszeliśmy :" Do Austrii? A co tam się robi na wakacjach? Nie ma morza, z małym dzieckiem nie będziecie się wspinać przecież po górach...tam jest w ogóle ładnie?". A no nie ma morza, nie wspinaliśmy się po górach też... ale zaszyliśmy się w bajkowej małej dolinie i byliśmy szczęśliwi:)
Na miejscu okazało się, że czeka na nas śliczny apartamencik w malowniczym Obertraun (Alpy) pod samym Hallstatt. Pensjonat prowadzą starsi państwo - mieli zatem kucyki, króliczki, kaczuszki itp, a to spowodowało eskalacje radości Czarusia. Budziliśmy się z uśmiechem... magicznym górskim widokiem za oknem, karmiliśmy zwierzątka i w drogę... spacery, chlapanie w jeziorze hallstätter.
Kosztowaliśmy regionalne przysmaki w ulubionej knajpce z tarasem widokowym.
Podziwialiśmy to co inne, ciekawe i piękne. Tak po prostu ;)
Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na piękną pogodę, wtedy Hallstatt jest wyjątkowo okazałe.
Był czas na bycie razem, był czas na książkę, był czas, żeby poleżeć na słońcu,popływać statkiem....:)
I jeszcze....
Któregoś dnia mąż przeczytał ogłoszenie, że odbędzie się niedługo słynny regionalny Flohmarkt, czyli pchli targ... ;)
Euforia szczęścia :)
Byłam bardzo ciekawa, jak to wygląda, w jakiej formie. Przyznam szczerze, że wstałam wcześnie, bo nie mogłam spać ;) Chłopaki jeszcze spali, a ja w klimacie alpejskich gór, z ukochaną muzyką w głośnikach przejechałam kilka km i trafiłam... Moim oczom ukazał się sznur ludzi... mnóstwo osób, przed ustawionymi bramkami, jak na koncercie. Do otwarcia zostało kilka chwil. Nagle zaczęło się głośne odliczanie 5,4,3,2,1 i szał...
Kilka migawek telefonem ;)
Wszystko było pięknie poukładane, meble
oddzielnie, książki, porcelana, ubrania, dekoracje, zabawki,
tekstylia... ceny "zabójcze" -1,2,3 EURO i jeszcze się ludzie targowali:)
Pięknie ubrani wolontariusze, którzy obsługiwali różne stanowiska.
Szczerze mówiąc nie ogarnęłam wszystkiego, ludzie zabierali kartonami
piękne obrusy, itp. Ja zazwyczaj potrzebuje czasu, żeby się zastanowić
;) Wiec głownie podziwiałam:)
Mi udało się wyrwać cudny kalendarz adwentowy w postaci chatki piernikowej:)
Podusie, retro dziecięce obrazki (których ramki mam zamiar zrobić w bieli ) stare kubeczki klimatyczne z 1969 r. To taka drobnica, bo w kieszeni miałam tylko 6 EURO:)
Kubeczki są teraz ukochanymi mojego synka;)
Fantastyczny kalendarz adwentowy z szufladkami na słodkości ;)
Cieszę się, że mogłam się taką imprezą nacieszyć, popatrzeć... ;)
Wyjazd nie był długi - 6 dni, ale wystarczyło ;)
Fajny klimat, zupełnie coś innego.
Polecam region HALLSTATT w Austrii, dla tych co chcą oderwać się od rzeczywistości ;)
***
Już za parę dni przede mną mała metamorfoza łazienki....
Chciałabym jej nadać nieco klimatu ;)
Czekajcie na efekt ;)
Bądźcie ze mną, bo przy okazji będzie niecodzienne CANDY:)
JOASIA